"Ile można jechać do centrum?!", krzyczała sama do siebie w myślach. Umówiła się z przyjaciółką, że razem pójdą do klubu, ale ona musiała dostarczyć sobie mocy, dlatego też spóźniała się właśnie dwudziestą minutę. Szatynka była już ubrana, czarna bluzka, legginsy, skóra i conversy. Burza loków otaczała jej bladą twarzyczkę, dodając dziewczynie trochę zadziorności. Zdążyła już nałożyć delikatny makijaż, głównie oczu - nie lubiła pudru, ani innych lejących się świństw.
W końcu dostała sms'a: "już wsiadamy do tramwaju. Możesz schodzić, będziemy w drugim wagonie". My...czyli Julie też będzie, no ok. Dziewczyna krzyknęła jeszcze do mamy, że wychodzi i tak też zrobiła, zbiegając po schodach, niemalże się wywracając.
Mieszkała w centrum miasta, a przystanek tramwajowy miała tuż pod blokiem, tak więc niepotrzebnie aż tak się śpieszyła. Był to początek czerwca, ale temperatura ewidentnie wskazywała na pierwsze dni maja - nie za zimno, nie za ciepło. Większość mężczyzn, których mijała było ubranych w spodnie typu dwie trzecie i t-shirt, zaś zdecydowaną przewagę wśród pań stanowiły "zmarźluchy", kurtki jesienne, zimowe płaszcze... Nasza bohatera nie zaliczała się, ani do jednej, ani tym bardziej do drugiej grupy. Wodziła tak wzrokiem po każdej osobie stojącej na przystanku, aż w końcu zatrzymała go na kobiecie w spódniczce typu mini, jednak nim zdążyła się przyjrzeć owemu zjawisku, przyjechał tramwaj i musiała wsiąść. W drugim wagonie siedziały już Tiny i Julie. Obie uśmiechały się szeroko, udając, że w ogóle się nie spóźniły. Do tego widziała w ich oczach niebezpieczny błysk. No tak, mogła się tego spodziewać. Tiny otworzyła usta, aby coś powiedzieć, szatynka jednak nie pozwoliła jej na to, posyłając dziewczynie lodowate spojrzenie.
- Ani słowa - mruknęła, nie ukrywając swojego zdenerwowania. Uśmiechy dziewczyn wcale nie spowodowały, że zapomniała o ich spóźnieniu. Do tego dochodził stres przed tym, co miało mieć miejsce tego wieczoru. Spóźnialskie chciały to perfidnie wykorzystać i zapytać o plany dziewczyny względem pewnej osoby. Na szczęście owe przesłuchanie nie miało miejsca, a tramwaj wkrótce się zatrzymał na ich przystanku. Mogły więc spokojnie wysiąść i skierować swe kroki w stronę klubu. (...).
Na miejscu byli już wszyscy znajomi Michelle, każdy z butelką piwa w ręce. Ona zaś podeszła do baru i kupiła wodę z cytryną. Miała tylko szesnaście lat, ale i tak sprzedaliby jej alkohol. Nie kupiła go jednak, bo po prostu nie wypadało. Nie była pełnoletnia, więc jakby to wyglądało, gdyby siedziała przy stoliku i sączyła Żywca albo Martini? Co prawda, wzięła od znajomych przysłowiowego łyka, ale czując gorzki smak piwa bądź wódki, miała ochotę to wypluć, nawet nie patrząc gdzie.
- Michi, który to Alex? - zapytała po chwili Julie. W klubie było tak głośno za sprawą jednego z miejscowych zespołów, że nie musiała się obawiać, iż ktoś je usłyszy. Szatynka zaś na sam dźwięk jego imienia czuła jak nogi jej miękną, a policzki zaczynają płonąć ogniem piekielnym. Szare spojrzenie dziewczyny utkwiło na stoliku przed nimi, przy którym to siedzieli członkowie najbardziej oczekiwanego zespołu tego wieczoru. W pewnym momencie dwoje chłopaków wstało ze swoich miejsc i skierowało się w stronę wyjścia...a może toalet? Wtedy też przypomniała sobie pytanie koleżanki.
- Blondyn - odpowiedziała, ruchem głowy wskazując na oddalającą się dwójkę. Kilka sekund musiało minąć nim dotarło do Michelle jak bardzo pomogła Julie w zidentyfikowaniu Alexa, gdyż oboje mieli blond kosmyki. Kolor włosów jednakże był jedyną cechą łączącą tę dwójkę.
- To wysokie ciacho? - pisnęła podniecona. No właśnie, jedną z rzeczy, która ich różniła był właśnie wzrost. Jeden miał około 180 cm, drugi zaś 160, góra 162 cm.
- Nie - wyszeptała nieco zawstydzona, a raczej zła, że tamta od razu się nie domyśliła. Przecież pan wysoki nie był jakiś mega przystojny, przynajmniej nie w jej typie. Była niestety jedyną dziewczyną na świecie, która nie uważała go za seksowne ciasteczko, które nadaje się tylko do schrupania.
- Ten kurdupel?! - krzyknęła Julie, będąc w niemałym szoku. Pech chciał, że w tym momencie przestała grać muzyka i cały klub był świadkiem owego odgłosu rozczarowania. Jak dobrze, że Alex tego nie słyszał, choć pewnie i tak by się nie obraził, miał zbyt duży dystans do siebie. (...).
Stała pod sceną - jeśli tak można nazwać skrawek klubu oddzielony głośnikami - nie wiedząc, co z sobą zrobić. Patrzyła na niego jak na ósmy cud świata. Ech...gdyby tylko wiedział, ile to już mu się tak przygląda... Przy Michelle wiernie trwała Tiny, najlepsza przyjaciółka od czasów podstawówki. Miała kręcone, przefarbowane na bordo włosy, dwa tunele i smile'a. Typowa metalowo-rockowa dziewczyna, która wkręciła Michelle w te klimaty. Szeptała jej teraz do ucha słowa otuchy, aby czasem nie zemdlała na oczach swojej pierwszej miłości. Julie musiała iść do domu, więc była teraz jedyną wtajemniczoną osobą, która towarzyszyła szatynce tego wieczoru.
Nagle rozbrzmiały pierwsze dźwięki gitary prowadzącej, a po chwili każdy obecny mógł usłyszeć jego pocieszny, lekko zachrypnięty głos:
- Jesteśmy tu, by się świetnie bawić. Dlatego zapraszam do pogo...i jedziemy! - Ostatnie słowo wykrzyknął i do gry włączyła się perkusja z basem i gitarą rytmiczną. Alex stał na środku przy mikrofonie i mierzył wzrokiem ludzi w pierwszym rzędzie. Był ubrany w białą koszulę, którą podwinął za łokcie, szare spodnie i jasne trampki. Złociste kosmyki opadały mu na ramiona, a grzywka lekko na oczy. Prowokowały tym samym do tego, aby je delikatnie musnąć i odgarnąć gdzieś do tyłu, ale najwyraźniej, ani Michelle, ani żadna inna fanka nie miała na tyle odwagi, by się tego podjąć. Co najważniejsze, chłopak nie był przystojny...on był po prostu piękny, delikatne rysy twarzy, wręcz jak u dziewczyny, nie pozwalały, aby określić go takim przymiotnikiem. Na sto osób, które spotkało blondyna pierwszy raz, dziewięćdziesiąt procent myliło go z kobietą, ale to nie dlatego, że nosił sukienki, spódniczki bądź się malował, nie...on miał po prostu taką urodę.
Michelle świetnie się bawiła podczas ich koncertu, bała się wejść w pogo - w przeciwieństwie do Tiny - , ale stała nieco z boku z grupą znajomych i skakała, kręciła długimi włosami oraz kołysała się w rytm muzyki. Niestety dochodziła godzina ciszy nocnej i po kilku piosenkach musieli zakończyć swój występ. Podziękowali właścicielowi klubu za możliwość zagrania i dźwięki gitary zostały zastąpione muzyką puszczoną z budki dj'a.
Tiny poszła do szatni po ich rzeczy, a szatynka stała nieopodal sceny, żegnając się z ludźmi ze szkoły. Kątem oka cały czas jednak zerkała w stronę blondyna, który to zajmował się składaniem sprzęty. Wzięli w końcu swoje instrumenty, swoje nagłośnienie, więc trzeba było teraz to posprzątać i zawieźć do salki.
Wszyscy już poszli, a ona cały czas stała, opierając się o ścianę i pisząc sms'a do taty, że zaraz będą się zbierać. Prawie telefon wypadł jej z ręki, czując na ramieniu dłoń przyjaciółki. Stan przedzawałowy, to było to.
- Podejdź do niego - powiedziała cicho Tiny, aby nikt przypadkowy ich nie usłyszał.
- Pogięło cię? - Spojrzała na przyjaciółkę jak na idiotkę, jednocześnie pukając ją lekko w czoło. - On mnie nawet nie zna, wyjdę na debilkę - powiedziała cicho, czując jak serce jej wali. Pobiło chyba nowy rekord, gdyż po chwili zaczęło robić salta, zarówno do przodu jak i do tyłu. Nie musiała długo czekać na reakcję przyjaciółki, która jak gdyby nigdy nic, uderzyła ją otwartą dłonią w tył głowy.
- Idziesz tam - syknęła przez zęby. Była zła, nawet bardzo. Zabawne, wyglądała w tym momencie jak morderca, ale Michelle jakoś za bardzo się nie przestraszyła. Musiała jednak przyznać przyjaciółce rację, jeśli tego nie zrobi, będzie żałować swojego tchórzostwa do końca życia.
Stanęła gdzieś z boku, czekając na odpowiedni moment.Temperatura jej ciała diametralnie się zmieniała, raz dłonie się pociły, a raz kostniały. Czuła na karku lekki powiew, to Tiny ją wachlowała, aby czasem nie zeszła na zawał. Chłopak w pewnym momencie zostawił sprzęt i zaczął się zbliżać w jej stronę. Nie, to nie mogło się dziać naprawdę. Już chciała coś powiedzieć, ale on ją wyminął i podszedł do swoich rodziców. No tak, widziała jak coś pił, więc pewnie poprosił ich, aby zawieźli cały zespół do salki, a następnie porozwozili do domów.
- Zaraz dostaniesz drugi raz - warknęła Tiny, dotykając karku dziewczyny swoimi zimnymi palcami. On w tym samym czasie skończył rozmowę z rodzicami i zaczął od nich odchodzić. "Dobra, teraz albo nigdy", pomyślała.
- Hej, masz trochę czasu? - zapytała niepewnie, a on w tym momencie się zatrzymał i odwrócił w jej stronę, patrząc na nią swoimi pięknymi oczyma. Miała ochotę spalić się ze wstydu, ale nie mogła, nie teraz. - To znaczy, chciałam ci tylko powiedzieć, że świetnie gracie i nigdy tak dobrze się nie bawiłam. Było genialnie, naprawdę super - powiedziała, o dziwo, dość spokojnie, uśmiechając się przy tym do niego ciepło. Alex w tym momencie odwzajemnił gest, ale nic nie odpowiedział. Rozłożył tylko ramiona i bez zbędnych słów, po prostu ją przytulił.
~*~
Jest pierwszy rozdział, mam nadzieję, że udany :) Większość Waszych blogów już przeczytałam i obiecuję, że resztę na pewno nadrobię. Teraz mam ferie, a co za tym idzie, mnóstwo wolnego czasu. Nigdzie nie wyjeżdżam, dopiero w marcu i to tylko na jeden dzień, więc spokojnie.
Jestem zielona jeśli chodzi o blogspota, więc mógłby mi ktoś pomóc? Chodzi o to, aby na dole pojawiał się link "Starsze posty". Nie jestem zwolenniczką archiwum, ale nic innego mi nie pozostało, przynajmniej na razie.
Dziękuję za Wasze komentarze pod prologiem. Zdaję sobie jednak sprawę, że będziecie odwiedzać mojego bloga tylko wtedy, gdy spodoba się Wam rozdział. Dlatego nie trzymajcie mnie w niepewności, tylko walcie prosto z mostu, co myślicie :)
Ech...jak teraz sobie przypomnę sytuację, którą przed chwilą opisałam, to uśmiecham się jak głupia do monitora i mam ochotę się popłakać. Miała ona miejsce w czerwcu tamtego roku, więc bardzo niedawno. Pierwszy raz do niego wtedy zagadałam^^ Dobra, koniec wspomnień.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania!
PS. Przypominam o "Zapałce", bez niej da się przeżyć, ale jednak ma ona znaczenie dla mojego opowiadania.